Freya siedziała na stołku w łazience, trzymając nogę w górze, i
zawodziła histerycznie, a krew ciekła na podłogę. Theo wyżymał gąbkę w umywalce. Gdy Lily weszła, szybko podniósł na nią wzrok. – Nie pozwala mi się nawet zbliżyć. Chce, żebyś ty to obejrzała – oznajmił, przekrzykując jęki córki. Był bosy, nieogolony i ubrany tylko w ciemnozielony szlafrok. Przykucnęła i zajrzała w zaczerwienioną twarz dziewczynki. – Przestań przez chwilę płakać i pozwól mi rzucić na to okiem – powiedziała stanowczo. Zawodzenie Frei przeszło w cichy szloch, a Lily przemyła ranę i przyjrzała się jej uważnie. – Już wiem, co się stało – oznajmiła i uśmiechnęła się pocieszająco do dziewczynki. – Policz do dziesięciu... wy też możecie – rzuciła do stojących w drzwiach chłopców – a ja wtym czasie wykonam jedną z moich magicznych sztuczek. Zaczynajcie! Troje dzieci zaczęło chórem powoli liczyć, a Lily wyjęła z apteczki niewielką pincetę. Nachyliła się, tak aby dziewczynka nie widziała, co robi, i zręcznie wydobyła z ranki maleńki okruch szkła, po czym podniosła go triumfalnie. – Gotowe – oznajmiła. – Widzisz? Ten okruszek ukrywał się w twoim palcu od zeszłego tygodnia, a teraz postanowił uciec. Theo podszedł bliżej. – Myślisz, że może być ich tam więcej? – Nie, dobrze sprawdziłam. Teraz dokładnie oczyścimy rankę i zalepimy plastrem. Gdy to zrobiła, dziewczynka się rozpogodziła. – Już mnie prawie nie boli – oświadczyła. – Będę musiał wyjaśnić Barry’emu, co się stało z pościelą – rzekł Theo. – Ja to zrobię – zaofiarowała się Lily. – Zresztą w hotelach są przyzwyczajeni do tego rodzaju przypadków. Spojrzał na córkę. – Zadzwonię i odwołam twoją lekcję tenisa. – Och, nie, mogę na nią pójść – rzuciła nonszalancko. – Zwłaszcza że zostały już tylko dwie. – Doskonale – stwierdził z uśmiechem i czule zmierzwił jej włosy. Później po południu, gdy dzieci pobiegły obejrzeć prezentowane w hotelu przedstawienie kukiełkowe, Theo i Lily wyciągnęli się obok siebie na leżakach przy basenie. Ona zamknęła oczy i wystawiła twarz do słońca, a Theo przyglądał się jej. Miała na sobie krótkie granatowe szorty, białe sandałki oraz cienką górę na ramiączkach – i wyglądała nadzwyczaj powabnie. Poznał w życiu wiele kobiet, lecz Lily przewyższała je wszystkie urodą, z której najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy. Owszem, dbała o swój wygląd, ale nigdy się nim nie popisywała. Na moment odwrócił od niej wzrok. Zastanawiał się, jak zdołała tak długo pozostać samotna. Nigdy nie wspominała o żadnym swoim chłopaku, natomiast często podkreślała, że nie chce się wiązać małżeństwem ani urodzeniem dzieci. Było w tym coś dziwnego, zwłaszcza że doskonale radziła sobie z cudzymi dziećmi. Rozumiała ich uczucia oraz potrzeby i potrafiła wspaniale je zabawiać. Jego pociechy za nią przepadały i traktowały niemal jak rówieśnicę. Otworzyła oczy i spojrzała na niego. – Myślałam, że śpisz...