- No, dalej, dalej. - Zmniejszyła gaz, a po chwili ponownie mocno nacisnęła pedał. Opony znowu się obróciły, ale

  • Janusz

- No, dalej, dalej. - Zmniejszyła gaz, a po chwili ponownie mocno nacisnęła pedał. Opony znowu się obróciły, ale

26 January 2021 by Janusz

samochód nie mógł ruszyć z miejsca. Wrzuciła jedynkę i dodała gazu. Kabriolet znów się przechylił. Koła obracały się jak zwariowane. Kiedy zdjęła nogę z gazu, wóz odzyskał stabilność. - Nie rób mi tego. Proszę cię. Nie teraz. - Ponawiała próby, aż zaparowały szyby. Zaczęła się intensywnie pocić pod pachami i uświadomiła sobie, że tylne koła wozu grzęzną w głębokich bruzdach. Kiedy otworzyła drzwi i wysiadła, jej buty również ugrzęzły w błocie. Świetnie, pomyślała z pełną goryczy ironią. Po prostu rewelacja. Przedarła się przez gąszcz krzewów mesquite do miejsca, w którym rozpędzona woda przelewała się po żwirze. Wyglądało na to, że sytuacja ciągle się pogarsza. Wróciła do wozu i uklękła obok tylnego koła. Pogrzebała pod nim i zobaczyła, że nie dość, że opona ugrzęzła w głębokiej koleinie, to jeszcze zapadła się, prawie do osi, cała tylna część porsche. Zrozumiała, że bez podnośnika nie uda jej się stąd wydostać. I co teraz? - zastanawiała się, patrząc przez strugi deszczu na odległy o kilkaset metrów dom na ranczu. Wiedziała, jak dostać się do środka, gdzie wisi komplet kluczy do pikapa chevy, należącego do jej ojca. Mogłaby znaleźć łańcuch w szopie z narzędziami i za pomocą latarki, sprytu, wysiłku i dużego fartu owinąć nim ośkę, przymocować drugi koniec do pikapa i, jeśli nie wydarzyłaby się kolejna katastrofa, wyciągnąć wóz z błota. Może jej się uda. Pod warunkiem, że wszyscy robotnicy z rancza pojechali do miasta. Teoretycznie było to mało prawdopodobne. Według umowy ranczo musiało być strzeżone dwadzieścia cztery godziny na dobę, a zatem zawsze powinien tu być któryś z robotników - przeważnie brygadzista. Jednak w piątkowe wieczory wszyscy zazwyczaj wymykali się do miasta. Shelby mogła liczyć, że będzie tak i tym razem. Wiele ryzykowała, mogło się to źle skończyć, ale jaki miała wybór? - Musisz spróbować - powiedziała sobie i zaczęła biec w stronę domu. Była zupełnie przemoczona i brudna jak wieprzek tarzający się w błocie, ale to w tej sytuacji było nieważne. Ciężko dyszała. Strach dodawał jej sił. Zwolniła dopiero w odległości kilkudziesięciu metrów od baraku, gdyż tam mogła się spodziewać złego psa lub jakiegoś 75 wynajętego gościa o równie podłym charakterze. Poruszała się cicho, wdzięczna losowi za to, że krople deszczu nieustannie bębnią w kałuże i strugi wody ściekają z rynien przy wtórze głośnego szumu wiatru. Psa wciąż nie było widać, od razu więc pobiegła do domku na ranczu, zostawiła ubłocone buty na tylnym ganku i weszła do kuchni. Przygryzając wargę, wyciągnęła rękę w prawo. Jej palce namacały zapasowy pęk kluczy na haczyku w ścianie. Klucze głośno zabrzęczały. Gdzieś na dworze rozległo się szczekanie psa. Shelby poczuła, że ze strachu boli ją brzuch. Nie marnowała ani chwili. Chwyciła wszystkie klucze, wepchnęła je do kieszeni szortów, a potem cichutko zamknęła drzwi i wcisnęła buty. Na razie wszystko szło gładko. W kilka sekund zeszła z ganku i okrążyła budynek. Przez chwilę biegła w cieniu, w stronę widocznego w drżącym świetle latarni podwórza, skąd było już blisko do wozu. Obejrzała się przez ramię. Nie widziała ani człowieka, ani psa, otworzyła więc drzwi. W środku natychmiast zabłysnęło światło. Rozdygotana Shelby wsunęła się za kierownicę i zamknęła drzwi. Światło zgasło, ale była pewna, że została przyłapana. Szczękając zębami, spróbowała użyć pierwszego klucza. Bez powodzenia. Drugi również nie pasował. Kiedy trzeci klucz też na nic się nie przydał, tak się zdenerwowała, że ledwo mogła ruszać palcami. A jeśli zostawiła jakiś komplet kluczy w domu? Jeśli żaden klucz nie był właściwy? A jeśli?... - Kto tam, do cholery? - zabrzmiał donośny głos. Shelby aż podskoczyła. Pisnęła. Wyrżnęła w kierownicę. Klakson zaryczał. Gdzieś na zewnątrz rozległo się ujadanie psa i w tym momencie ktoś gwałtownym ruchem otworzył drzwi samochodu. Światło w środku znowu się zapaliło. W jego ostrym blasku Shelby patrzyła w rumianą, zaciętą twarz Rossa McCalluma. Mokre włosy oblepiały mu czaszkę, oczy przypominały szparki, a mina wyrażała ni to zaskoczenie, ni to satysfakcję. W wielkiej pięści ściskał pistolet ze srebrną lufą. Shelby omal nie zsiusiała się w majtki. - A to dopiero, spójrzcie no, kogo my tu mamy? Córunia sędziego, akurat tutaj, w tym cholernym wozie. W kabinie czuć było odór skwaśniałej whisky. Shelby poczuła mdłości. - No i co ty wyrabiasz, malutka Shelby? Kradniesz staremu brykę? - Pożyczam - wydusiła, śmiertelnie przerażona. Nie miała wyjścia, musiała blefować. - A dlaczegóż to?

Posted in: Bez kategorii Tagged: gratulacje na zaręczyny, czym usunąć długopis, gratulacje na zaręczyny,

Najczęściej czytane:

– Trudno.

– Nie mogę. Nie... Muszę najpierw pogadać z Sandy. Daj mi porozmawiać z Sandy. – Dziękuję, Shep – powiedziała poważnym tonem. – Sandy ma głowę na karku. Zrobi, co trzeba. ... [Read more...]

jak rolka obraca się długo i swobodnie.

- Gdyby pojechała do warsztatu - powiedział po chwili Amity - zauważyliby to. - Więc nasz człowiek zadbał o to, żeby nie oddała samochodu do serwisu. ... [Read more...]

– No to dlaczego tracisz czas w Bakersville?

– Bo bym zwariował, gdybym spędził jeszcze jedną minutę, patrząc, jak odgrywa się przede mną tę parodię ludzkiego życia. – Oczy nagle rozbłysły mu jaśniej od łez. Otarł je wierzchem dłoni i dorzucił niemal z niecierpliwością: – Rainie, moja córka nie ma już twarzy. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 bielawadolna.zgorzelec.pl

WordPress Theme by ThemeTaste