Cholera, czy ten facet zasnął? A może nie żyje?
Albo posuwa Shelby? Ross natychmiast przestał się uśmiechać. Stracił rachubę dzwonków, a kiedy włączyła się automatyczna sekretarka, nawet nie odsłuchał wstępu, tylko odwiesił słuchawkę i pluł sobie w brodę, że stracił trzydzieści pięć centów. Nie mógł spokojnie myśleć o Smisie z Shelby Cole. Coś ściskało mu żołądek i postanowił sobie, że już dość uników, głuchych telefonów, zabaw z Shelby. Nie. Pora znowu ją zobaczyć. 180 I to on będzie ustalał warunki. Rozdział 18 To ty mi przysłałaś to zdjęcie - stwierdziła Shelby, patrząc na gosposię zupełnie innymi oczami. Wraz z Lydią i sędzią siedziała przy stoliku na patio, blisko basenu na terenie posiadłości Cole’a. Nevada stał oparty o ścianę; był sztywny i z ponurą miną wpatrywał się w nalaną twarz Cole’a. - Si, nińa. - Lydia powoli skinęła głową i zaciągnęła się papierosem. Smuga dymu uleciała ku niebu. Świt zbliżał się szybko. Ptaki już wyśpiewywały poranne piosenki, a na gładkiej tafli basenu tańczyły pierwsze promienie słońca. - Przesłałam je. Si. I skłamałam. - Lydia spuściła na chwilę oczy, ale potem powoli uniosła podbródek w niemal prowokacyjnym geście. Zobaczyła cichy wyrzut w oczach swojego chlebodawcy i zwróciła się bezpośrednio do niego. - I zrobiłabym to jeszcze raz. To nie było w porządku, że Shelby nie wiedziała o Isabelli... Elizabeth. To przecież jej córka. - Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? - zapytała Shelby wciąż oszołomiona tym, że miejsce, które niegdyś nazywała rodzinnym domem, oplatała, niczym pajęczyna, sieć intryg i kłamstw. - Ja ją o to poprosiłem - przyznał sędzia, ale widząc gniewne spojrzenie Lydii, sprostował: - Właściwie to zagroziłem jej, że jeśli nie zachowa milczenia... - Zagroziłeś jej? - powtórzyła Shelby i spostrzegła błysk w ciemnych oczach Lydii. - Deportacją? - zgadywał Nevada. Lydia ściągnęła usta. Ostatni raz zaciągnęła się dymem, a potem zgasiła papierosa w popielniczce. - Ja... ja nie martwiłam się o siebie, ale o Carlę, Pabla, dzieciaki i... - Wzruszyła ramionami. - I o Isabellę. Oni wszyscy by ucierpieli. - Dopuściłbyś do deportacji swojej wnuczki? - Shelby zrobiło się niedobrze. Tego było już naprawdę za wiele. Wstrząśnięta, odepchnęła krzesło i nawet nie spojrzała na ojca. - Co z ciebie za potwór? - Chory potwór. - Lydia w końcu się wyprostowała, wstała i zaniosła popielniczkę do kuchni. - Niech pan jej powie - rzuciła przez ramię. - Ona ma prawo wiedzieć. Jest pana hija, pana córką. Zasługuje na to, żeby znać prawdę. Dość już sekretów. Naprawdę dość. Ja... nie mam siły, żeby sobie z nimi radzić. - O czym ona mówi? - zapytała Shelby, chociaż zaczynała rozumieć, o co chodzi. Sędzia wydawał się stary. Zmęczony. Czy już wcześniej coś nie obiło jej się o uszy na temat jego zdrowia? Czy nie podsłuchała rozmowy Lydii i sędziego? - Do diabła, mam raka, Shelby. Nie takiego samego jak Caleb Swaggert, ale też kończy się śmiercią. - Machnął ręką, zanim zdążyła zadać pytanie. - Prostata. Nie, żeby to miało jakieś znaczenie. - Oparł się o krzesło; worki pod jego oczami były wyraźniejsze niż zazwyczaj. - Lekarze dają mi rok... może dwa lata, ale to maksimum. Shelby miała wrażenie, że zapada się fundament jej świata. - Nie... nie wierzę. Tyle jest dzisiaj metod leczenia. - Spojrzała na Nevadę, ale on tylko wzruszył ramionami. Śmierć jej ojca? Brała już pod uwagę taką ewentualność, ale nigdy nie myślała, że utraci człowieka, który traktował ją brutalnie i manipulował jej życiem, odkąd tylko sięgała pamięcią. - Pogódź się z tym, Shelby - powiedział wolno Jerome. - Ja już się pogodziłem. Gdyby nie ściągnęła cię tu Lydia, w końcu bym cię do siebie wezwał. Wiesz, że odziedziczysz wszystko, co mam. Ranczo, szyby naftowe, ten dom i... - Nie - przerwała mu schrypniętym, pełnym emocji głosem. - Nie chcę tego słuchać. Nie teraz. Nie w dniu, kiedy 181 wreszcie mam się spotkać z córką, o której powiedziałeś mi, że umarła, z córką, którą przede mną ukrywałeś. Dobrze? Nie umiem się pogodzić z tym, że kiedy w końcu mam poznać moją córkę, okazuje się, że ty... jesteś umierający. - Serce biło jej mocno, do oczu napłynęły piekące łzy gniewu. - Będziesz musiała stawić czoło wielu problemom - powiedział sędzia, powoli wstając; jego szczękę pokrywał srebrzystosiwy zarost. Oparł się o laskę i obrzucił Nevadę zmęczonym spojrzeniem. - Ty zresztą też. Czy ci się to podoba, czy nie, zostaniesz aresztowany za zamordowanie Estevana. Prokurator okręgowy ma przeciwko tobie