Podszedł do niej i błagalnie położył rękę na jej
ramieniu. - Malindo? - Co? - Malinda ze złością zrzuciła jego rękę. - Chyba mnie nie zrozumiałaś. - Bardzo dobrze cię zrozumiałam. Chcesz, żebym wprowadziła się z powrotem jako twoja gospodyni i opiekunka twoich dzieci. - Miałem na myśli bardziej trwały układ. 156 JEDNA DLA PIĘCIU Malinda starała się nie czytać między wierszami. Jack znowu położył jej rękę na ramieniu i delikatnie obrócił w swoją stronę. - Nie potrzebuję cię jako gosposi czy opiekunki. Tymi obowiązkami zajmie się pani Dunlap. W Chicago też wynająłem kogoś. Te długie spotkania były z nim. Prawnicy przygotowali potrzebne dokumenty i teraz on przejmie wszystkie sprawy wyjazdowe. Nadal będę musiał trochę wyjeżdżać, ale większość wieczorów będę spędzał w domu. Muszę mieć rodzinę, Malindo. Zawsze tego chciałem. Nie potrafił znaleźć słów, które oddałyby to, co czuł. - Kocham cię, Malindo - rzekł po prostu. - Chcę, żebyś została moją żoną i matką moich synów. Chcę, żebyś dzieliła z nami nasz dom i nasze życie. O tym marzyła. Dom, rodzina. Szczęśliwe zakończenie, którego zawsze pragnęła, ale o którym obawiała się myśleć. Z drżącymi wargami rzuciła mu się na szyję. Zaskoczony Jack prawie stracił równowagę. - Czy to znaczy tak? - zapytał ze śmiechem. Śmiejąc się przez łzy Malinda spojrzała mu w oczy. - Dopiero jak powiesz „proszę". Drzwi łączące salon z kuchnią otworzyły się gwałtownie i wszyscy czterej mali Brannanowie wpadli do pokoju. - Powiedz to, tato - błagał Darren. - Po prostu powiedz! Jack chwycił Malindę w ramiona. - Proszę - szepnął i zamknął jej usta pocałunkiem. NATALIE FIELDS NIE ZADZIERAJ Z NIANIĄ 1 Laura nerwowo wierci się na kanapie i zerka najpierw na zegarek, potem na drzwi do gabinetu właścicielki agencji, a na koniec na Sandrę Murciano, recepcjonistkę i sekretarkę w jednej osobie. Sandra Murciano kończy przekładanie papierów z jednego stosiku na drugi, jednym słowem, przestaje udawać, że zajmuje się czymś związanym z pracą, i bez reszty oddaje się zajęciu, które - sądząc po rezultatach - wykonuje perfekcyjnie. Wyjmuje z torebki przybory do manikiuru i poleruje długie, idealnie zadbane paznokcie. Widząc spojrzenie Laury, przerywa tę czynność na chwilę, po czym do niej wraca, ale już nie z taką werwą. Obecność wiercącej się na kanapie dziewczyny wyraźnie jej przeszkadza. - Mówiłam ci, że nie ma sensu, żebyś czekała - mówi. - Pani Newton ma bardzo ważne spotkanie, które może się jeszcze przeciągnąć. Zresztą, jak już tłumaczyłam, rozmowa z nią ci nie pomoże. Rzeczywiście, kilka razy powtarzała Laurze przez telefon, że jej pojawienie się w agencji niczego nie zmieni, ponieważ ostatnio niewielu klientów potrzebuje opiekunki do dzieci na weekendy. „Niewielu” to nie to samo co „żaden”, pomyślała Laura i dlatego dziś po lekcjach postanowiła tu przyjechać i teraz siedzi, co jakiś czas spoglądając na zegarek i zastanawiając się, o której najpóźniej musi wyjść, żeby się nie spóźnić na lekcję baletu. Za osiem minut, oblicza i patrzy na drzwi do gabinetu, jak gdyby je chciała zakląć, żeby się wreszcie otworzyły. Jej spojrzenie nie posiada jednak tej cudownej siły i drzwi pozostają zamknięte. Dochodzą zza nich tylko strzępki zdań albo pojedyncze słowa, które Laura stara się wyłowić, z nadzieją, że mogą oznaczać koniec rozmowy. W końcu zniechęcona odwraca wzrok od drzwi i patrzy na Sandrę Murciano, która zupełnie przestała zwracać na nią uwagę i zacięcie poleruje swoje szpony. Polerka nagle ląduje na podłodze, a palce sekretarki chwytają jakieś papiery. Sandra Murciano znów zaczyna udawać, że pracuje. Jej stopa porusza się i przykrywa polerkę, ale Laura już tego nie widzi. Jej wzrok wędruje ku drzwiom. Na widok kobiety wychodzącej z gabinetu szefowej zrywa się z kanapy. Po sekundzie siada, bo nie jest to Amanda Newton, właścicielka agencji, Laura widziała ją wprawdzie tylko raz, ale zapamiętała. Ta jest równie elegancka, ale co najmniej dziesięć lat młodsza od pani Newton. Nie patrząc ani na Laurę, ani na sekretarkę, która korzystając z tego, że to nie jej szefowa, schyla się ' wyjmuje spod buta polerkę, kobieta mówi „do widzenia” i wychodzi. Po chwili z gabinetu wypada jak burza Amanda Newton. Ona też nie patrzy na Laurę ani na Sandrę Murciano, ale przynajmniej wie, że ta druga tu jest. - Będę z powrotem o piątej - mówi do niej, narzucając na ramiona kaszmirowy szal.