- Co teraz? - spytała Marla. Stali na zniszczonej, szarej
wykładzinie w dusznym, słabo oswietlonym korytarzu. Wszystko wokół było tandetne i zszarzałe. - Nie mam klucza. - Wiec po¿yczymy sobie klucz od portiera. - Jak? Nick podrapał sie po pokrytej jednodniowym zarostem brodzie. - Sprawdzmy, czy wezmie cie za Kylie. Daj mi dziecko i idz na dół, powiedz, ¿e zgubiłas klucz. Zobaczymy, czy cie wpusci. - Dobrze - odparła, pewna, ¿e pomysł spali na panewce. Myliła sie jednak. Portier, którego nie było na dole, kiedy wchodzili, usmiechnał sie do niej wyrozumiale, ukazujac du¿a przerwe miedzy zebami, i wyciagnał klucz z zamykanej 426 skrzynki stojacej w szafce. Dobiegał siedemdziesiatki, miał geste, siwe włosy i wydawał sie rozbawiony sytuacja. - Wie pani, pani Paris, powinna pani zrobic sobie zapasowy i gdzies go schowac. Co by pani zrobiła, gdyby nie stary Pete? - Nie wiem - odparła szczerze. - Przykro mi z powodu pani dziecka - dodał. Marla zdretwiała. - To straszne stracic dziecko, które sie tak długo nosi pod sercem. Marla miała wra¿enie, ¿e krew w jej ¿yłach krzepnie. - T-tak... - Czy powiedziała temu człowiekowi, ¿e jej dziecko zmarło? - Có¿, pani jest jeszcze młoda, doczeka sie pani dzieci. - Uniósł lekko jedna brew. - Ale nastepnym mo¿e bedzie lepiej, jesli sie pani najpierw postara o me¿a. - Czy¿by? - odparła sarkastycznie, jakby robiła to ju¿ wiele razy przedtem. - Tak mówi Dobra Ksiega - odparł portier, ani troche nie stropiony. - A nie mówi te¿ czasem: „nie sadzcie, abyscie nie byli sadzeni”? - Owszem. Ja i moja pani bylismy mał¿enstwem przez prawie piecdziesiat lat i mielismy czwórke dzieci, wszystkie po slubie. Dziecko potrzebuje matki i ojca, ale przecie¿ pani sama o tym wie. Tak czy inaczej, współczuje z powodu tej straty. - Tak. Tak, oczywiscie, dziekuje panu - powiedziała, czujac, ¿e krew odpłyneła jej z twarzy. Portier wział ja za Kylie... Kylie była w cia¿y... o Bo¿e. Sciskajac w dłoni cenny klucz, wbiegła na schody, nie chcac czekac na rozklekotana winde. Na trzecim pietrze szybko podeszła do drzwi mieszkania 3-B, pod którymi czekał na nia Nick, trzymajac na rekach uspionego Jamesa. - Zobaczmy, na co cie stac, kiedy sie przyło¿ysz - powiedział z usmiechem. 427 - Nie uwierzysz - odparła i powtórzyła swoja rozmowe z portierem. Przekreciła klucz w zamku. Pchneła drzwi i nagle cofneła sie w czasie. Jedno spojrzenie w głab schludnego, dokładnie wysprzatanego mieszkania wystarczyło, by opadły ja setki